niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 33

- Kim co się z tobą dzieje? - zapytał tata.
- Wszystko dobrze - odpowiedziałam, chociaż prawda była inna.
Przerażało mnie to, że powoli nadchodzi to co jest nieuniknione. Rodzice stwierdzili, ze zaatakujemy za miesiąc. Tylko, że ja nie chcę, aby moi najbliżsi byli w niebezpieczeństwie. Muszę zadbać o to by byli bezpieczni. Muszę coś wymyślić.
- Jeśli wszystko ok to wracajmy do treningu - odpowiedział i rzucił w moją stronę mieczem.
Już dawno potrafiłam się nim posługiwać, jednak ciągle udawałam, że sobie z nim nie radzę. Tata bardzo chciał a bym potrafiła dobrze walczyć nie tylko swoim darem, ale również bronią. Najlepiej chyba szło mi rzucanie sztyletami, jednak tacie to się nie podobało. Twierdził, ze to umie robić każdy, jednak on nigdy nie pokazywał mi tego. Podejrzewam, że on nie umie się nimi posługiwać, ale nie chce się do tego przyznać.
 ****
Siedziałam w salonie razem z przyjaciółmi. Nicholas z Conorem za wzięcie kłócili się, która z ich ulubionych drużyn jest lepsza od drugiej, a Elena nie mogła z nich ze śmiechu. Ja natomiast nie mogłam się na niczym skupić. W telewizji leciał jakiś film, który w ogóle mnie nie interesował. W głowie miałam zamęt, jednak nagle coś wpadło mi do głowy. Miałam pomysł jak zrobić, aby moi bliscy byli bezpieczni. Wstałam z kanapy i skierowałam się w kierunku mojego pokoju. O dziwo nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej ubrania . Zabrałam z szuflady zestaw sześciu noży do rzucania i włożyłam je do pasa, który założyłam na biodra. Do kozaka włożyłam sztylet w razie wypadku. Starając się nie robić hałasu wyskoczyłam przez okno. Wylądowałam na ziemi bez żadnego problemu. Upewniłam się czy przypadkiem nikogo nie ma w pobliżu i szybko pobiegłam w kierunku lasu. Było już ciemno, jednak dotarcie do kamiennej bramy nie sprawiło mi żadnego problemu. Zatrzymałam się przed nią. Nie wiem czemu ale musiałam się odwrócić. Spojrzeć na drogę, która prowadziła do domu. Skąd mogę wiedzieć, czy mój plan wypali. Czy jeszcze kiedyś zobaczę domu i przyjaciół. Starłam z policzka łzę, która uciekła mi z oka i przeszłam przez bramę. 
To było dziwne. W Arklanie świeciło słońce. Mimo, że w równoległym świecie była noc, tutaj był środek dnia. Nie zatrzymując się szłam kamienną drogą, prosto do wioski, a z niej prosto do zamku. Dojście zajęło mi pół godziny. Nogi mnie nie co bolały gdyż nie były przyzwyczajone do chodzenia po kamieniach. W wiosce było spokojnie, ludzie spokojnie wykonywali swoje obowiązki. W oddali było słychać śmiech bawiących się dzieci. Pamiętam jak byłam mała. Lubiłam się bawić z jednym chłopcem. Nasze mamy razem urządzały nam urodziny, gdyż on miał urodziny dzień po mnie. Bardzo się lubiliśmy. Chodziliśmy nawet do jednej klasy. Jednak w trzeciej klasie wszystko się zmieniło. Mama próbowała mi wmówić, że jego mama dostała nową pracę w innym mieście i że niby musieli wyjechać. Jednak prawda była taka, że chłopak zginął razem ze swoją mamą w wypadku. Pisały o nim w wszystkich gazetach w mieście. Zginęło wtedy osiem osób, a wśród nich był właśnie on. Był ze wszystkich poszkodowanych najmłodszy. Nie wiem czemu, ale była między nami jakaś więź, która nas łączyła. Nikomu o tym nie mówiliśmy. To była nasza tajemnica. Po tym nie pozwoliła nikomu o nich wspominać. Jednak ja go dalej pamiętam, jedynie co zapomniałam to jego imię. Nie potrafiłam sobie przypomnieć tego imienia, jednak wiem, że zaczynało się na "W", nic więcej nie pamiętam.
- Cześć - odezwał się ktoś do mnie.
Rozejrzałam się dookoła. Nagle zobaczyłam chłopaka*, który machał do mnie z szerokim uśmiechem.
- Czy my się znamy? - zapytałam kiedy stanął obok mnie.
- Jak to... Jestem...

* chłopak na zdjęciu
Witam w nowym roku. Jestem trochę załamana, ponieważ nikt nie skomentował poprzedniego rozdziału :'(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz